Pytanie takie wydaje się być z gruntu banalne, ale dlaczego nie zabawić się własną wyobraźnią i nie zapytać – choćby samego siebie – jak wyglądałby świat, gdyby nie było... Zespołu Szkół Politechnicznych przy ulicy Wojska Polskiego?
W pierwszym odruchu można by wzruszyć ramionami i odpowiedzieć sobie, że świat spokojnie zniósłby ten defekt i w swoim odwiecznym rytmie podążałby własną drogą...
Ale czy na pewno? Najpewniejsze chyba jest to, że od kilkudziesięciu lat rzesze młodych ludzi chcących zdobyć średnie wykształcenie inne niż ogólnokształcące uciekałyby z Wrześni i tym samym nasze miasto straciłoby setki, jeśli nie tysiące wartościowych ludzi, którzy swoje talenty i swoją mądrość zostawiliby gdzie indziej. Dość wspomnieć, że aż 60% spośród najważniejszych w gminie i powiecie osób (mam na myśli ludzi władzy) swoją młodość spędziło właśnie przy ulicy Wojska Polskiego. Pobawmy się przez chwilę w „szkolnych lizusów” i wyobraźmy sobie, że tych osób mogłoby nie być...
Wyobraźmy sobie, że w czasach, gdy Września słynęła Tonsilem, Meramontem i Mikromą, brakuje zaplecza młodego narybku, że trzeba go „importować”. Ale nie trzeba było, ponieważ rok w rok część absolwentów szkoły trafiała wprost do tych firm, a część wędrowała, między innymi na politechnikę, by po kilku latach wrócić do rodzinnego miasta. Ci, którzy nie wracali, robili spektakularne kariery gdzieś w Polsce. Wysocy urzędnicy państwowi, menedżerowie, biznesmeni, konstruktorzy, dowódcy wojskowi, wykładowcy akademiccy, nauczyciele i duchowni. Gdzie byliby ci ludzie, jakie byłoby ich życie, jak potoczyłyby się ich kariery, gdyby nie ukończyli tej właśnie szkoły? Gdyby tej szkoły w ogóle nie było?
Na pewno ich historie stanowią część historii szkoły, która była i która jest, szkoły autentycznej i jedynej w swoim rodzaju.
A dzisiaj? Gdyby nie zmieniająca się regularnie oferta nauczanych zawodów, gdyby nie próba zainteresowania gimnazjalistów całym wachlarzem specjalności – od informatyki poprzez mechanikę, elektronikę, budownictwo, ekonomię – aż po architekturę krajobrazu? Czy Września wobec młodego człowieka zachowałaby jeszcze jakąkolwiek moc kuszącą?
Czy wrzesińscy uczniowie mieliby możliwości odbywania zagranicznych praktyk zawodowych? Gdyby nie trwające od ponad dwudziestu lat partnerstwo z niemiecką szkołą zawodową w Wolfenbűttel, gdyby nie obustronna troska o przetrwanie tego partnerstwa, gdyby nie uparte opowiadanie się po stronie potrzeb naszych uczniów, to... No właśnie, co?
O prawdziwej jakości pracy szkoły świadczyć może wiele czynników. Wśród nich z całą pewnością znajdują się rezultaty maturalnych egzaminów. Od strony formalnej mówią one wiele, ale nie mówią wszystkiego. Publicystyczne rankingi szkół od kilku lat przynoszą na Wojska Polskiego dobre wieści. Drugie miejsce wśród techników całej Wielkopolski! Jedenaste miejsce w Polsce! Czy może być lepiej? Może. Tym bardziej, że w poprzednim roku powodów do radości było jeszcze więcej, ale konkurencja nie śpi i czasem trzeba ustąpić miejsca innym. Wśród kryteriów rankingu znajdują się także udział uczniów w olimpiadach i opinia akademicka. Właśnie one każdorazowo przesądzają o wynikach, mówiąc jednocześnie o czymś naprawdę ważnym – o uczniowskich pasjach, w których rozwijaniu szkoła nie tylko nie przeszkadza, ale je twórczo wzmacnia. I są tego spektakularne efekty: czołowe lokaty uczniów na szczeblu ogólnopolskim, i to uczniów np. klas drugich!
Co by było, gdyby nie było ZSP? Może to drobiazg, biorąc pod uwagę galaktyczny ogrom Wikipedii, ale czy ziemia wrzesińska w takim wymiarze, na jaki zasługuje, znalazłaby swoje miejsce na stronach tej największej sieciowej encyklopedii, gdyby nie Wikiprojekt „Powiat Wrzesiński”? A skupił on zainteresowanie dziesiątek uczniów i można już z dużą dozą pewności stwierdzić, że spora ich część na zawsze połknęła bakcyla „bycia encyklopedystą”. Mowa o uczniach Zespołu Szkół Politechnicznych. I wracające w tym miejscu, jak mantra, pytanie: a co by było, gdyby nie było...
Różne dziwne i zarazem sympatyczne rzeczy dzieją się we wrzesińskich szkołach. Każda z nich zachowuje swoją wyrazistość. To dobrze, tak właśnie powinno być. W owym „pięknym różnieniu się” szkoła przy ulicy Wojska Polskiego zachowuje od lat właściwy sobie wymiar. Mimo że najstarsi pracujący w niej nauczyciele nie pamiętają jej jako szkoły typowo męskiej, to jednak, choćby z pozoru, ślad męskiej przygody w swej ofercie szkoła ciągle posiada. Kurs żeglarski i kurs ratowniczy są tego właśnie przykładem, chociaż galerie zdjęć z wodniackich igraszek zadają kłam stwierdzeniu o zamykaniu czegokolwiek przed dziewczętami, które od wielu, wielu lat stanowią sporą część uczniowskiej braci. Jeszcze tylko stare legendy miejskie humorystycznie przypominają o nasuwających się skojarzeniach wizerunku szkoły z wizerunkiem seminarium duchownego...
Co by było, gdyby nie było ZSP…? Mówiąc całkiem przewrotnie – czy gdyby nie było szkoły na Wojska Polskiego, jej władza zwierzchnia miałaby okazję realizować tak śmiałe (i zarazem kosztowne) projekty inwestycyjne jak do tej pory? Przypomnijmy: równo dziesięć lat temu oddany został do użytku nowy budynek dydaktyczny. Był to niewątpliwy sukces i szkoły, i władzy. Od tamtej chwili wkroczył do szkoły nowy standard cywilizacyjny. A teraz znowu wyzwanie – budowa kompleksu boisk i urządzeń sportowych. Jeśli powiodą się zamierzenia, lekcje wychowania fizycznego wrócą nareszcie na normalne, a nawet lepsze tory. Czyż nie jest to znakomita okazja, by powiedzieć, że przychodzący na Wojska Polskiego uczniowie będą mieli mniej szans na gnuśność i wyrośnięcie przysłowiowego garbu?
Nie wiadomo, co jest piękniejsze – miłość czy śpiewanie o niej. W każdym razie za nami czwarta już edycja festiwalu piosenki miłosnej, o którym coraz głośniej i który przyciąga młodzież z ościennych powiatów. W końcu to festiwal „międzypowiatowy”. Pomysł na niego był prosty, taki – ot, walentynkowy. Ale te najprostsze pomysły bywają najtrudniejsze. Świetnie, że zakiełkował on właśnie na Wojska Polskiego, bo gdzieżby indziej? W ogóle jest w tej szkole jakoś tak muzycznie. Przed Bożym Narodzeniem, na przykład, tłumnie śpiewają kolędy. I to od lat. Po prostu lubią czuć się dobrze w szkolnej wspólnocie i trwają w tym upodobaniu. Jak to powiedział Goethe?
„Gdzie słyszysz śpiew, tam śmiało wstąp, tam dobre serca mają. Bo ludzie źli, ach, wierzaj mi, ci nigdy nie śpiewają”.
Kto odważy się powiedzieć, że słowa te nie niosą prawdy, także o tej Szkole? No kto?
I jakie inne słowa musiałby wymyślić, gdyby Zespołu Szkół Politechnicznych nie było?
W ogóle i nigdy... Jakie słowa?
Mirosław Jadryszak